niedziela, 27 listopada 2011

Zestaw obiadowy utajonej frakcji niemieckiej ;)

Czyli polędwiczki wieprzowe w sosie grzybowym z kluskami śląskimi i czerwoną kapustką mniam!

Składniki:
- 2 polędwiczki wieprzowe
- 4 dag suszonych grzybów leśnych
- olej
- 300 ml śmietany 22%
- 1 kostka rosołu drobiowego
- pieprz
- zasmażka jasna Knorr (oczywiście możesz też sama wymieszać mąkę z roztopionym masłem, ale komu by się chciało, lepiej doceń, w końcu nasze matki nie miały za młodu takich cudów ;)
- kupne mrożone kluski śląskie, bo komu by się chciało robić ;)))
- kupna czerwona kapusta, bo komu by się chciało po całym tygodniu roboty robić, jak jeszcze nie ma dla kogo robić...

Wykonanie:
Super dokładnie myjemy grzyby i na noc namaczamy w wodzie. Ile tej wody? No nie wiem, tak z 0,5 l, może trochę więcej, to bez znaczenia. Dnia następnego grzyby ok. 3 godziny gotujemy na malutkim ogniu w tej samej wodzie, co się moczyły. Przecedzamy prze sito  -grzyby kroimy, a wywar raz jeszcze przecedzamy do nowego naczynia przez jakąś czystą szmatkę, gazę, coś, co zatrzyma piach z grzybów (równie dobrze możesz zarzucić na garnek swoje wykrochmalone majtasy), bo nie wiem jak dobrze je wcześniej umyjesz, i tak piach dopiero później wyjdzie. W wywarze rozpuszczamy kostkę rosołową (żeby miał tak chociaż z pół litra, jak ma mniej, dolej wrzątku), a w oddzielnym naczyniu do śmietany stopniowo dodajemy po kilka łyżek tegoż wywaru, aby ją zahartować. Do wywaru wsypujemy ok. 5 łyżek zasmażki i mieszamy, aż zrobi się gęste, dodajemy śmietanę, grzyby i pieprzymy. Sos gotowy. Pozostaje tylko ugotować kluchy wg przepisu na opakowaniu, usmażyć pokrojone, lekko rozbite w rękach polędwiczki (solimy na patelni) i podawać.
Pyszności :)

P.S. Ewentualne niespodzinaki, które mogą wydostać się z grzybów po gotowaniu, niespodzianki małe, białe i glisdowae, są jadalne, troszkę bardziej okrasimy najwyżej nasze klusunie ;)
P.S. 2. Mówiłam poważnie...


Czujesz, jak pachną?

Dolej trochę wody, a będzie zupa grzybowa hihi.

Mięso zawsze widzę podwójnie... Swoją drogą, co na to mój okulista?

Kwintesencja kwintesencji na talerzu :)

Pierniczki!!! :)))

Przepis ochoczo zerżnęłam z bloga "Chochlikikuchenne.blox.pl" - dziękuję :)

Składniki na ilość świąteczno-noworoczną:
- 1 kg mąki pszennej (np. zwykłej tortowej)
- 8 żółtek
- 3 białka (pozostałe 5 można zachować na wszelki wypadek)
- 1,5 szklanki drobnego cukru
- 3 łyżka kakao
- 200 ml gęstej, kwaśnej śmietany
- 3 łyżeczki sody
- 4 łyżeczki przyprawy do piernika
- 400 ml miodu
- 250 g masła
- mąka do podsypywania ciasta

Wykonanie (ciasto zarabiamy dzień przed):
Do dużej miski wsypać mąkę i kakao. Miód rozpuścić wraz z przyprawą do piernika, następnie roztopić w nim masło. Odstawić do ostygnięcia. W śmietanie o temperaturze pokojowej rozpuścić sodę i odstawić na chwilę (choć ja użyłam prosto z lodówy, bowiem zapominam o takich rzeczach, i też wyszło :). Białka ubić na sztywno z cukrem, dodać żółtka, lekko zmiksować tylko do połączenia składników. Do mąki wlać masę jajeczną, miodo-masło oraz śmietanę i wymieszać dobrze ręką. Za autorem muszę nadmienić, że konsystencja faktycznie wyjdzie dość rzadka, nie należy się tym przejmować, bo na drugi dzień będzie jak trza. Dobra. Przykryć, odstawić do lodówy i powrócić na warsztat dnia następnego.

Mamy już dzień następny. Za pomocą szpachelki albo innego urządzenia robniętego tacie z majsterkowni, należy wyskrobać masę piernikową na posypaną mąką pszenną stolnicę ;) Masę zagniatamy, wałkujemy nie za cienko, właściwie to całkiem grubo, i foremkami wycinamy kształty. Blachę wykładamy papierem do pieczenia i traktujemy ciasteczka w piekarniku do 15 min., w temp. 180 stopni C.

Ciasto podczas wałkowania powinno być super jak plastelina, świetnie poddawać się wałkowi i pozwalać na wycinanie kształtów. W moim przypadku tak nie było na początku, bo ciasto było zbyt mokre. Musiałam jeszcze sporo mąki wgnieść w ciasto i wtedy dopiero było idealne do dalszej obróbki :) Musicie je doprowadzić do takiej konsystencji, żeby po prostu łatwo dało się wałkować i aby się nie przyklejało do blatu. Jak na złość w ogóle okazało się, że nie mam w domu mąki pszennej, użyłam więc żytniej do podsypywania i stąd na moich pierniczkach te białawe kropki - żywe żyto :)
Z mojego doświadczenia wynika też, że nie warto wykrawać wszystkich ciastek na raz, bo na pewno nie wytrzymają w temp. pokojowej, zanim przyjdzie ich pora na pieczenie. Ja partami zagniatałam ciasto i wykrawałam kształty, które zaraz szły do pieca, a resztę ciasta trzymałam cały czas w lodówce.

Zaoszczędzone 5 białek można roztrzepać i smarować nim pierniki przed pieczeniem, a wtedy wyciągnięte z pieca będą się błyszczeć jak [moderator usunął znane powiedzenie zoologiczne].



Taka ma być konsystencja masy po połączeniu składników. Tutaj przypominam - żadnych elektrycznych mieszadeł, tylko ciepło Twoich dłoni :D

Misja "Zeskrobać masę"

Isn't it cute?

 
Zapomniałam dodać, że jak ktoś nie ma stolnicy, to używa wyszorowanego blatu kuchennego :)

Zabawa była przednia...

Wszystkie ciastki uśmiechnięte. P.S. Ładne mamy pępusie?

Do roboty też trochę zaniosę, podlizać się od czasu do czasu nie jest źle ;)

niedziela, 20 listopada 2011

A la pierniczki

Składniki:
- po 200 g mąki pszennej i gruboziarnistej
- łyżeczka proszku do pieczenia
- 2 łyżki przyprawy do piernika
- 3 łyżki kakao
- 100 g cukru pudru
- 3 łyżki płynnego miodu
- 3 jajka
- 150 g masła

Wykonanie:
Składniki zagnieść na ciasto, włożyć na min. pół godziny do lodówki, wyjąć i rozwałkować, wyciąć foremkami kształty. Blachę wyłożyć papierem do pieczenia. Ułożyć ciasteczka i piec 15-25 min. w piekarniku nagrzanym do temperatury 180 st.C (w zależności, jak grubo rozwałkowaliśmy ciasto).

W miseczce do szklanki cukru pudru nalać odrobinę wody, wymieszać na dość gęstą konsystencję i namalować lukrem wzorki na wystudzonych ciastkach. Służą do tego celu specjalne cukiernicze strzykawki, dostępne np. w sklepie internetowym "tortownia.pl".





wtorek, 1 listopada 2011

Rosół drobiowy

Od czego by tu zacząć... rosół to wcale nie taka prosta sztuka. Żółciutki, klarowny, z pięknymi oczkami, a po jego spróbowaniu mamy przed oczami swoje sielskie dzieciństwo taaaa... takie rzeczy to tylko u babci!
Ja w każdym bądź razie czasem staram sie go robić, bo wiadomo, że żadna "kostka Knura" nigdy nie będzie lepszą bazą pod zupę. Tak więc po telefonicznych konsultacjach z mamą, dyplomowaną kucharką, wnioski są następujące...

Składniki:
- ptak w kawałkach (najpopularniejszy jest kurczak, ale ja użyłam kaczki francuski - to taki gatunek, bardzo dobry :)
- włoszczyzna - 2 dużawe marchewki, jedna średniej wielkości pietruszka, 1/3 selera, natka selera i pietruszki, kawałek pora, kawałeczek cebuli (dziady powiadają, że należy ją przypalić nad gazem, ale przepisy BHP mi zabraniają, więc dodaję surową cebulę... w ogóle to skąd dziady miały gaz? chyba palenisko prędzej...)
- sól
- 5 ziarenek pieprzu

Wykonanie:
Warzywa myjemy i obieramy. Drób myjemy.

Są dwie szkoły gotowania rosołu:
a) wrzucamy wszystko do zimnej wody, zagotowujemy, zbieramy szumowiny i gotujemy dalej
b) najpierw zagotowujemy wodę, później dorzucamy wszystko i gotujemy dalej.
Wersja pierwsza daje lepszy smak rosołu, ale za to wersja druga pozbawia nas konieczności zbierania szumowin, ponieważ wrzucając mięso do wrzątku sprawiamy, że białko się błyskawicznie ścina i nie tworzą się szumowiny. no ale niestety wtedy rosół bywa mętny. Decyzja należy do Was, ja wybieram wersję drugą, łatwiejszą, ponieważ i tak zazwyczaj z marszu przerabiam to na pomidorówkę albo inna zupę, ale jeśli ma być pokazowy obiad "przy niedzieli", to wskazana wersja pierwsza :)

W dużym garnku zagotowujemy sporo osolonej wody (tyle, aby utopił się w niej nasz drób), wrzucamy pokrojone warzywa i natki. Chwilę gotujemy razem, aż poczujesz aromat warzyw, po czym dodajesz mięso. Zwiększasz gaz, aby się ponownie zagotowało, a jak to już nastąpi, to postaw garnek na najmniejszym palniku i gotuj na najmniejszym ogniu pod przykryciem (wskazane lekkie uchylenie pokrywki) przez ok. 1,5 godziny albo jak mięso będzie już miękkie. Wyjmij por, cebulę (o ile możesz ją jeszcze zidentyfikować), natki, seler, podawać z makaronem i świeżą, posiekaną natką pietruszki. A na drugi dzień masz świetną bazę na pomidorówkę z przecieru, albo nawet i na trzeci dzień... no tak do tygodnia czasu, póki rosół nie zacznie żyć własnym życiem ;)

P.S. A co z liściem laurowym i zielem angielskim? Te przyprawy są bardzo aromatyczne, dlatego dodajemy raczej do bulionu gotowanego na kości wieprzowej, aby stłumiły trochę zapach wieprzka :) Do delikatego rosołku drobiowego raczej nie ma potrzeby ich dodawać, ale jelsi masz zyczenie, to możesz to oczywiście zrobić (1 listek i 2 ziarenka).