...czyli na czuja po sklepie. Zasada jego przyrządzenia jest bardzo prosta - chodzisz po sklepie i wrzucasz do koszyka wszystko, co wydaje Ci się być azjatyckie. W moim amatorskim spacerze po sklepie w ręce wpadły mi następujące składniki i je właśnie należy przygotować:
- trawa cytrynowa (2 słupki)
- mała puszka mleczka kokosowego (ok. 150 ml)
- 2 papryczki pepperoni
- 4 ząbki czosnku
- 2 cm świeżego imbiru
- podwójna pierś kurczaka
- 2 łyżki brązowego cukru
- oliwa
- sól, pieprz
- kiełki na patelnię (fasoli mung albo mieszane)
Wykonanie:
Pierś z kurczaka kroimy i podsmażamy na oliwie, po kilku minutach dodajemy posiekane pepperoni i trawę cytrynową (trawę na początku, bo potrzebuje sporo czasu). Następnie dorzucamy kiełki oraz starty na tarce lub drobniutko posiekany imbir. Pod koniec dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek oraz cukier, podsmażamy jeszcze z minutkę (aby cukier się rozpuścił, a czosnek zaczął pachnieć) i dolewamy mleczko. Chwilę gotujemy na małym ogniu, odrobinę solimy i pieprzymy. Podawać z ryżem.
Jak przygotować trawę cytrynową?
Przed gotowaniem warto ją włożyć na 15 minut do wody, aby była świeższa (tak samo, jak się przechowuje świeży koperek czy natkę pietruchy). Następnie odciąć ok. 0,5 cm końcówki dolnej oraz połowę długości słupka od góry. Rozciąć i ściągnąć 2-3 osłonki. Roztłuc, co sprawi, że oddzielą się włókna. Posiekać.
czwartek, 30 lipca 2015
piątek, 10 lipca 2015
Ciacha z M&M'sami
Przysmak Ciasteczkowego Potwora!
Składniki:
- opakowanie czekoaldowych M&M's
- 350 g masła albo margaryny
- 3/4 szklanki brązowego cukru
- 3/4 szklanki zwykłego cukru
- 1 jajko
- 2 szklanki mąki
- 2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
- łyżeczka proszku do pieczenia (tym razem się przyda)
- pół łyżeczki soli
Wykonanie:
Składniki (prócz cukierków) klasycznie zagniatamy na ciasto. Ma się rwać, więc jeśli z jakiegoś powodu tak by nie było, to dolać trochę mleka lub wgnieść masła. Chłodzimy z godzinkę w lodówce. Ciasto dzielimy na kulki, a te delikatnie rozgniatamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. W ciastka wgniatamy cukierki i pieczemy w 180 stopniach C ok. 12-18 minut.
Składniki:
- opakowanie czekoaldowych M&M's
- 350 g masła albo margaryny
- 3/4 szklanki brązowego cukru
- 3/4 szklanki zwykłego cukru
- 1 jajko
- 2 szklanki mąki
- 2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
- łyżeczka proszku do pieczenia (tym razem się przyda)
- pół łyżeczki soli
Wykonanie:
Składniki (prócz cukierków) klasycznie zagniatamy na ciasto. Ma się rwać, więc jeśli z jakiegoś powodu tak by nie było, to dolać trochę mleka lub wgnieść masła. Chłodzimy z godzinkę w lodówce. Ciasto dzielimy na kulki, a te delikatnie rozgniatamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. W ciastka wgniatamy cukierki i pieczemy w 180 stopniach C ok. 12-18 minut.
Dzik jest dziki, dzik jest... dobry
Czyli smaczny. Jakiś czas temu dostałam od hinduskiego kolegi (dostaję od niego również pieprz czarny prosto z ogródka, indyjskie herbaty czy kardamon też z ogródka) kawałek młodego dziczka. Takie mięso ma specyficzny, intensywny smak, warto go więc trochę złamać, a samo mięso skruszyć winem.
Składniki:
- ok. 2 kg mięsa z dzika
- cebula
- marchew
- seler
- czosnek (ok. 3 ząbki)
- 2 goździki
- 2 liście laurowe
- świeże chili
- sos pomidorowy albo 3 łyżki przecieru
- 2 filiżanki czerwonego wytrawnego
- oliwa
- sól i pieprz + dowolne przyprawy (np. majeranek, kminek i papryka)
Wykonanie:
Większe warzywa zetrzeć na tarce, mniejsze - posiekać. Mięso zalać marynatą winno-warzywną z przyprawami (wszystkie składniki prócz przecieru). Odstawić do lodówki na minimum 24 godziny. Wyjąć mięso z marynaty i podsmażyć na oliwie po kilka minut z każdej strony. Następnie dolać marynatę (wyjmujemy tylko liście laurowe i goździki) i przecier pomidorowy, dusić na małym ogniu ok. 2 godziny. Wychodzi mięciutkie i pyszniutkie.
Mięso z dzika oczywiście obowiązkowo musi pochodzić ze sprawdzonego źródła i być badane na obecność pasożytów (a w zasadzie na brak ich obecności). Na wszelki wypadek jednak uspokajam, że włośnica ginie w dokładnej obróbce termicznej.
Składniki:
- ok. 2 kg mięsa z dzika
- cebula
- marchew
- seler
- czosnek (ok. 3 ząbki)
- 2 goździki
- 2 liście laurowe
- świeże chili
- sos pomidorowy albo 3 łyżki przecieru
- 2 filiżanki czerwonego wytrawnego
- oliwa
- sól i pieprz + dowolne przyprawy (np. majeranek, kminek i papryka)
Wykonanie:
Większe warzywa zetrzeć na tarce, mniejsze - posiekać. Mięso zalać marynatą winno-warzywną z przyprawami (wszystkie składniki prócz przecieru). Odstawić do lodówki na minimum 24 godziny. Wyjąć mięso z marynaty i podsmażyć na oliwie po kilka minut z każdej strony. Następnie dolać marynatę (wyjmujemy tylko liście laurowe i goździki) i przecier pomidorowy, dusić na małym ogniu ok. 2 godziny. Wychodzi mięciutkie i pyszniutkie.
Mięso z dzika oczywiście obowiązkowo musi pochodzić ze sprawdzonego źródła i być badane na obecność pasożytów (a w zasadzie na brak ich obecności). Na wszelki wypadek jednak uspokajam, że włośnica ginie w dokładnej obróbce termicznej.
czwartek, 9 lipca 2015
Ziemniakożerca w Hameryce
Ładny kawałek czasu temu byłam w Stanach na popularnych programie Work&Travel. Dolary pojechałam zarabiać, a zarobiłam... 10 kg w 11 tygodni... Bynajmniej nie masy mięśniowej :/ Chudłam to kolejny rok. Łatwo się domyślić, co jadłam - pracownicze jedzenie stołówkowe, a tam do wyboru do koloru: pizza w stu smakach, frytki, coca-cola, wszelkie buły. Do dziś dziwię się, że dziwił mnie wtedy dziwnie szybki przyrost wagi :) Musiałabym być ignorantką, aby na podstawie tych doświadczeń próbować podsumowywać amerykańską kuchnię.
Kilka miesięcy temu, już turystycznie, wybrałam się na Zachodnie Wybrzeże. Teraz warunki do odkrywania kraju i repertuaru jego menu miałam bardziej sprzyjające. Poniżej krótkie podsumowanie okołokulinarne.
Żywiliśmy się, jak to turyści, w różnych przybytkach, czy to sieciowych, czy lokalnych. Na pewno wszyscy rozpoznają takie jak: Wendy's, Taco Bell, McD też się trafił głównie ze względu na wi-fi (mają Jalapeno burger), przydrożne chińskie All You Can Eat'y, udało mi się też odhaczyć Hard Rock'a z LV (wraz ze starą koleżanką bardzo sympatycznie ścigamy się na ilość odwiedzonych Hard Rocków :) ), a poza tym kupowaliśmy z marketach, jak tubylcy.
Ilość przybranych kilogramów - 0. Ilość zgubionych kilogramów - 0 :)
1. Hambuksy w Los Angeles
Hamburger hamburgerowi nierówny. Jeśli jest to napompowana buła z przemielonym byle czym, to mówimy bleeee, ale jeśli jest to dobre pieczywo z kawałkiem mielonej wołowiny, to może już być smacznie :) Wylądowaliśmy w knajpce o nazwie Pie'n'Burger przy California Boulevard (trafiliśmy tam po tym, jak się okazało, że bilety do ogrodów przy bibliotece Huntington są bardzo drogie, a my jesteśmy turystami z ołówkiem w ręku, woleliśmy przeznaczyć więc te pieniądze na dobre hambuksy, a pospacerować po darmowych parkach, jak to Polaki-cebulaki ;))
2. M&M'sy w Las Vegas
Kiedy ujrzałam ten sklep, odjęło mi mowę... Ogromny, kilkupoziomowy sklep firmowy M&M'sów, a w nim wszystko - od notesów, przez kubeczki, aż do śpioszków dla niemowlaków. Raj na ziemi :)
3. Słodycze w San Francisco
Jeśli miewasz czasem sny o słodyczach, najróżniejszych, o dziwnych kształtach i wielorakich kolorach, we śnie niemalże czujesz ich smak, a Twój mąż, żona, chłopak, współlokator, kot słyszą, jak mlaskasz, po czym budzisz się i żałujesz, że to tylko sen, to jeszcze nic straconego. Te smakołyki najpewniej już istnieją, w Hameryce oczywiście :)
4. Bubba Gump w Santa Monica
Jak krewetki, to w Bubba Gump. Kilka miesięcy temu słynącą z filmu "Forrest Gump" restaurację, pierwszą w Europie, otworzono w Londynie.
5. Żarcie samolotowe i inne
Jak nie ma fotki żarcia z samolotu, to wyjazd się nie liczy ;)
Kilka miesięcy temu, już turystycznie, wybrałam się na Zachodnie Wybrzeże. Teraz warunki do odkrywania kraju i repertuaru jego menu miałam bardziej sprzyjające. Poniżej krótkie podsumowanie okołokulinarne.
Żywiliśmy się, jak to turyści, w różnych przybytkach, czy to sieciowych, czy lokalnych. Na pewno wszyscy rozpoznają takie jak: Wendy's, Taco Bell, McD też się trafił głównie ze względu na wi-fi (mają Jalapeno burger), przydrożne chińskie All You Can Eat'y, udało mi się też odhaczyć Hard Rock'a z LV (wraz ze starą koleżanką bardzo sympatycznie ścigamy się na ilość odwiedzonych Hard Rocków :) ), a poza tym kupowaliśmy z marketach, jak tubylcy.
Ilość przybranych kilogramów - 0. Ilość zgubionych kilogramów - 0 :)
1. Hambuksy w Los Angeles
Hamburger hamburgerowi nierówny. Jeśli jest to napompowana buła z przemielonym byle czym, to mówimy bleeee, ale jeśli jest to dobre pieczywo z kawałkiem mielonej wołowiny, to może już być smacznie :) Wylądowaliśmy w knajpce o nazwie Pie'n'Burger przy California Boulevard (trafiliśmy tam po tym, jak się okazało, że bilety do ogrodów przy bibliotece Huntington są bardzo drogie, a my jesteśmy turystami z ołówkiem w ręku, woleliśmy przeznaczyć więc te pieniądze na dobre hambuksy, a pospacerować po darmowych parkach, jak to Polaki-cebulaki ;))
Ot całe menu. W tej lodóweczce po lewej strony są rozmaite "pie", chyba każde z bezą na górze.
No i jest. Warto było do Ciebie lecieć 9000 km :) Mięsko, serek, sos szefa kuchni, ogórek i kapucha.
Czymże byłby amerykański hamburger bez domowych frytek? Przecież to Flip i Flap - zawsze razem.
Do tego musztarda i ketchup jedynej obowiązującej marki i lodowata "tap water" z cytrynką.
"Hmmm..." pomyślała, oblizała się raz jeszcze na wspomnienie skonsumowanego przed chwilą dania, po czym podtrzymała swój brzuch.
2. M&M'sy w Las Vegas
3. Słodycze w San Francisco
Jeśli miewasz czasem sny o słodyczach, najróżniejszych, o dziwnych kształtach i wielorakich kolorach, we śnie niemalże czujesz ich smak, a Twój mąż, żona, chłopak, współlokator, kot słyszą, jak mlaskasz, po czym budzisz się i żałujesz, że to tylko sen, to jeszcze nic straconego. Te smakołyki najpewniej już istnieją, w Hameryce oczywiście :)
Jak krewetki, to w Bubba Gump. Kilka miesięcy temu słynącą z filmu "Forrest Gump" restaurację, pierwszą w Europie, otworzono w Londynie.
Shrimper's Heaven
Chicken Cordon Bleu Sandwich
Kiedy goście zmieniają tabliczkę z niebieskiej "Run Forrest run" na czerwoną z napisem "Stop Forrest stop" to znaczy, że prosi się obsługę lokalu do stolika :)
5. Żarcie samolotowe i inne
Jak nie ma fotki żarcia z samolotu, to wyjazd się nie liczy ;)
W drodze powrotnej była awaria samolotu, którym mieliśmy wracać do Europy, przymusowo nocowaliśmy więc w Seattle. Na śniadanie zamówiłam coś ze śniadaniowego menu, nie było tam słowa "pizza", a oto, co dostałam - pizza śniadaniowa. Te żółte kwadraty (sześciościany?) to imitacja jajecznicy. Nawet dla mnie to było już o krok za daleko :)
Po nieprzyjemnej przygodzie w Seattle, miała miejsce jeszcze mniej przyjemna - awaryjne lądowanie w Glasgow, ale przynajmniej dostałam brytyjskie śniadanie :/
niedziela, 22 grudnia 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)