czwartek, 9 lipca 2015

Ziemniakożerca w Hameryce

Ładny kawałek czasu temu byłam w Stanach na popularnych programie Work&Travel. Dolary pojechałam zarabiać, a zarobiłam... 10 kg w 11 tygodni... Bynajmniej nie masy mięśniowej :/ Chudłam to kolejny rok. Łatwo się domyślić, co jadłam - pracownicze jedzenie stołówkowe, a tam do wyboru do koloru: pizza w stu smakach, frytki, coca-cola, wszelkie buły. Do dziś dziwię się, że dziwił mnie wtedy dziwnie szybki przyrost wagi :) Musiałabym być ignorantką, aby na podstawie tych doświadczeń próbować podsumowywać amerykańską kuchnię.

Kilka miesięcy temu, już turystycznie, wybrałam się na Zachodnie Wybrzeże. Teraz warunki do odkrywania kraju i repertuaru jego menu miałam bardziej sprzyjające. Poniżej krótkie podsumowanie okołokulinarne.

Żywiliśmy się, jak to turyści, w różnych przybytkach, czy to sieciowych, czy lokalnych. Na pewno wszyscy rozpoznają takie jak: Wendy's, Taco Bell, McD też się trafił głównie ze względu na wi-fi (mają Jalapeno burger), przydrożne chińskie All You Can Eat'y, udało mi się też odhaczyć Hard Rock'a z LV (wraz ze starą koleżanką bardzo sympatycznie ścigamy się na ilość odwiedzonych Hard Rocków :) ), a poza tym kupowaliśmy z marketach, jak tubylcy.
Ilość przybranych kilogramów - 0. Ilość zgubionych kilogramów - 0 :)

1. Hambuksy w Los Angeles

Hamburger hamburgerowi nierówny. Jeśli jest to napompowana buła z przemielonym byle czym, to mówimy bleeee, ale jeśli jest to dobre pieczywo z kawałkiem mielonej wołowiny, to może już być smacznie :) Wylądowaliśmy w knajpce o nazwie Pie'n'Burger przy California Boulevard (trafiliśmy tam po tym, jak się okazało, że bilety do ogrodów przy bibliotece Huntington są bardzo drogie, a my jesteśmy turystami z ołówkiem w ręku, woleliśmy przeznaczyć więc te pieniądze na dobre hambuksy, a pospacerować po darmowych parkach, jak to Polaki-cebulaki ;))

 Ot całe menu. W tej lodóweczce po lewej strony są rozmaite "pie", chyba każde z bezą na górze.

No i jest. Warto było do Ciebie lecieć 9000 km :)  Mięsko, serek, sos szefa kuchni, ogórek i kapucha.

 Czymże byłby amerykański hamburger bez domowych frytek? Przecież to Flip i Flap - zawsze razem.

 Do tego musztarda i ketchup jedynej obowiązującej marki i lodowata "tap water" z cytrynką.

 "Hmmm..." pomyślała, oblizała się raz jeszcze na wspomnienie skonsumowanego przed chwilą dania, po czym podtrzymała swój brzuch.


2. M&M'sy w Las Vegas

Kiedy ujrzałam ten sklep, odjęło mi mowę... Ogromny, kilkupoziomowy sklep firmowy M&M'sów, a w nim wszystko - od notesów, przez kubeczki, aż do śpioszków dla niemowlaków. Raj na ziemi :)


 
 




3. Słodycze w San Francisco

Jeśli miewasz czasem sny o słodyczach, najróżniejszych, o dziwnych kształtach i wielorakich kolorach, we śnie niemalże czujesz ich smak, a Twój mąż, żona, chłopak, współlokator, kot słyszą, jak mlaskasz, po czym budzisz się i żałujesz, że to tylko sen, to jeszcze nic straconego. Te smakołyki najpewniej już istnieją, w Hameryce oczywiście :)

 






4. Bubba Gump w Santa Monica

Jak krewetki, to w Bubba Gump. Kilka miesięcy temu słynącą z filmu "Forrest Gump" restaurację, pierwszą w Europie, otworzono w Londynie.


 


Shrimper's Heaven

 Chicken Cordon Bleu Sandwich 


Kiedy goście zmieniają tabliczkę z niebieskiej "Run Forrest run" na czerwoną z napisem "Stop Forrest stop" to znaczy, że prosi się obsługę lokalu do stolika :)







5. Żarcie samolotowe i inne

Jak nie ma fotki żarcia z samolotu, to wyjazd się nie liczy ;)

 


Ekonomiczna w KLM

W drodze powrotnej była awaria samolotu, którym mieliśmy wracać do Europy, przymusowo nocowaliśmy więc w Seattle. Na śniadanie zamówiłam coś ze śniadaniowego menu, nie było tam słowa "pizza", a oto, co dostałam - pizza śniadaniowa. Te żółte kwadraty (sześciościany?) to imitacja jajecznicy. Nawet dla mnie to było już o krok za daleko :)

Po nieprzyjemnej przygodzie w Seattle, miała miejsce jeszcze mniej przyjemna - awaryjne lądowanie w Glasgow, ale przynajmniej dostałam brytyjskie śniadanie :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz